poniedziałek, 12 sierpnia 2013

co nieco o diecie

Autor: Yvaine92 o 22:21
Po dość znacznej przerwie, powracam do życia. Zacznę od wpisów nt. diet, myślę, że będę publikować je cyklicznie na zmianę z moim TŻ. Recenzje kosmetyków także się pojawią, powoli wraca mi wena :)

Cześć wszystkim, z tej strony Michał. Pierwszy raz piszę artykuł dla bloga modo... wróć, lifestyle’owego, więc czytacie na własne ryzyko.
Od początku. Cała przygoda z redukcją wagi, rzeźbieniem i zwiększaniem efektywności mięśni zaczęła się w październiku 2012 z początkiem roku akademickiego. Studia na kierunku fizjoterapia z wysiłkiem fizycznym mają wspólnego tyle, co na papierze. Mianowicie jeden WF w tygodniu, 45 minut basenu i 1,5 h Kształcenia Umiejętności Ruchowych (KUR). Realia rynku pracy są jasne: przetrwają najsilniejsi, a terapeuta nie będący w stanie wykonać 6 godzin biernych ćwiczeń/masażu jest wart tyle, co (bez urazy, tak się mówi dla motywacji) ludzie po europeistyce i ASP.
Osobiście wybrałem sobie mało praktyczny sport w fizjoterapii – bieganie. Zaczynałem 4 lata temu, po roku  1. półmaraton, po 2gim pełny. Do kolekcji można dorzucić kajakarstwo turystyczne -  7 lat i ratownika WOPR od 3 lat.
Po takim CV leci pytanie: więc po co dieta i cały ten program ćwiczeń? Odpowiedź: AMBICJA.

Pierwsze ważenie pokazało równe 80 kilo przy 1,83 metra. Tabela BMI pokazuje wagę prawidłową bliżej nadwagi. Najbardziej irytował mnie brzuch, jak to u mężczyzn główny zbiornik tłuszczu. Do listy dopisać można kiepskiej wielkości biceps i wąskie plecy. Swoją przemianę oparłem na 2 filarach:
1. Ćwiczenia: 
- siłowe 3 razy w tygodniu (2 razy uczelniana siłownia, raz kalistenika w domu)
- trening sekcji pływackiej 90 min raz w tygodniu
- dwa razy w tygodniu co najmniej 10 kilometrów biegu
2. Dieta: 
I tutaj zaczyna się główny temat, który miałem poruszyć. Nie uznaję żadnej specjalnej diety. Nie uznaję odmawiania sobie przyjemności z jedzenia ulubionych potraw itp. Nie uznaję także głodzenia się i aptecznych cudownych herbatek i kapsułek. Moja dieta opiera się na matematycznym wyliczeniu spalania kalorii, ale po kolei. Jako facet w wieku 20 lat przy umiarkowanej aktywności fizycznej (uczelnia i codzienne czynności) mam zapotrzebowanie na 2500 kcal na dobę. I na tym kończą się obliczenia, rachunki i podobne zbędne kombinatorstwo. Skoro moja waga wzrosła do 80 kg i nie jestem z niej zadowolony to oznacza jedno z dwóch:
- pochłaniam zbyt wiele kalorii np. w przekąskach + jedzenie na noc, nieregularnie
- zbyt mało spalam w wyniku mojej aktywności umysłowej i fizycznej
Ponieważ nie wiem co stanowiło problem z nadwyżką kalorii postanowiłem:
- realizować pkt.1, aby podnieść tygodniowy limit wykorzystywanych kalorii do 2100+
- jeść o regularnych porach dokładnie to samo jedzenie co przed listopadem ( w tym tez fast foody)
- do minimum znieść podjadanie szczególnie po 19stej
Z pobieżnego rachunku mój tygodniowy bilans energetyczny powinien wynosić co najmniej 3500 kcal.

Cały misterny plan przynosi efekty. Mianowicie:
1. Waga spadła w 3 miesiące do 75,5 kg.
2. Mam zdecydowanie lepsze samopoczucie, pomimo zimy, która nie chce się skończyć.
3. Rezygnuję z ćwiczeń na siłowni na rzecz pełnej kalisteniki 3 razy w tygodniu + codziennie 6 Weidera (artykuły na ten temat wkrótce), prowadzonej przez mojego znajomego od czasów gimnazjum przez liceum i studia.
4. Nadal opycham się kebabami i domowymi obiadami. Jadam mało surówek i warzyw, nadrabiam owocami.
Przyzwyczajenia żywieniowe nie zmieniły się nic, a nic. Moim zdaniem to jest powodem mojego dobrego nastroju.
5. Wprowadzam do diety więcej produktów mlecznych:
- 1 litr mleka dziennie
- 2 jogurty dziennie
- 200g twarożku po treningach
Zawsze lubiłem mleko i jego przetwory, toteż odrobina więcej ich w codziennym jadłospisie nie stanowiła problemu.

Po miesiącu kalisteniki i przy końcu 6 Weidera efekty są miażdżące. Nigdy w życiu nie czułem takiej zmiany. Moja siła wreszcie zaczęła być funkcjonalna, a ciało nabierało kształtów. Mogłem rozpoznać na sobie poszczególne mięśnie i ich kształty biorąc do ręki atlas anatomiczny. Waga spadła do wymarzonych 72 kilogramów.

Waga wskazuje równe 75 kg. Nadal jem to, na co mam ochotę, w miarę regularnych porach, bez wariackiego spoglądania na zegarek. Ograniczam produkty zbożowe i mleko za radą szefowej, ale w granicach zdrowego rozsądku, nie przymusu i szantażu. Pożegnałem się z klubem kalisteniki, ponieważ cała piękna idea sprowadziła się teraz w moim odczuciu do pieniędzy. Postawiłem na samodzielny trening na lokalnym placu zabaw (ławki, drążki, poręcze) i jestem bardzo zadowolony z efektów.

W ramach podsumowania:

Nie musisz katować się dietami i odmawiać sobie przyjemności z jedzenia tego, co lubisz. Postaraj się nie podjadać i jadać tak regularnie, jak to tylko możliwe. Postaw na aktywność fizyczną jaką lubisz. Jeśli nie masz ulubionego sportu wybierz ten, który zawsze chciałaś/-eś spróbować. Początki zawsze są trudne, czy to w sporcie, czy w diecie. Wystarczy tylko chcieć, a efekty przyjdą same, nawet bez wielkich poświęceń.

3 komentarzy:

Marcepanka pisze...

mi diety nie są potrzebne, ale gratuluję :)
świetny szablon !
zapraszam do mnie na rozdanie :)

Yvaine92 pisze...

dziękuję :)

Ćwiczenia trening pisze...

Ja tam mam problem ze złapaniem wagi. Mam 30 lat. 178 cm wzrostu i udało mi się dopiero przekroczyć 70 kg. Ledwo co, ale musiałem włączyć do swojego trybu życia schody ruchome i windę. :)

Prześlij komentarz

Każdy Twój komentarz jest dla mnie cenny :) masz jakieś wskazówki, sugestie, chcesz podzielić się wiedzą? nie czekaj, pisz :)

 

essentia vita Template by Ipietoon Blogger Template | Gadget Review