Z okazji zbliżających się imienin mego TŻ zabrałam go do prawdziwej włoskiej knajpki (jedynej takiej w bdg) oraz do kina. Nic ciekawego ostatnio nie wyświetlają, za to ja chciałam porównać obydwie tegoroczne wersje owej baśni braci Grimm. A zatem...
Film Sandersa pozytywnie mnie zaskoczył. Czytając opinie na filmwebie spodziewałam się czegoś mierniejszego,a jednak nawet się na nim wzruszyłam. Udany soundtrack robi swoje ;) Charlize jak zwykle powalająca, za to Stewart, faktycznie, prawie cały czas miała otwarte usta - maniera taka. Po jakimś czasie robi się to wkurzające. Jednak nie mogę powiedzieć, że grała tragicznie - talent aktorski jakiś przejawia. Wiem, jej hejterzy od razu mnie ukamieniują, ja osobiście nic do niej nie mam, w "Zmierzchu" dobrze odwzorowała postać Belli. Rozczarował mnie za to Chris Hemsworth - oglądając go wcześniej w Avengersach, spodziewałam się większej ekspresji. Filmowa atmosfera mroczna, choć przejawiały się radosne momenty. Nie było jednak nam dane długo się nimi cieszyć. Sceny walki oczywiście przyciągnęły zainteresowanie mojego faceta ;) myślałam, że uśnie, jak to zrobił na ostatnim filmie, jednak przez cały seans był aktywny. Dokonałam właściwego wyboru :D
Mirror mirror.... jak dla mnie zbyt disney'owski. Wolę mocniejsze produkcje. Ale jednego nie mogę mu odmówić - inteligentnych i zabawnych dialogów oraz barwnego humoru sytuacyjnego. Uśmiech nie schodził z moich ust, więc wersja Singha idealnie nadaje się na poprawienie nastroju. Ale ta piosenka na sam koniec... nigdy więcej!
Podsumowując, polecam obydwa filmy. Koncepcją różnią się drastycznie, jednak każdy z nich ukazuje baśń w zupełnie innym, intrygującym świetle. Nie da się na nich nudzić :)
Jak odróżnić naturalne kosmetyki od marketingowych trików
4 godziny temu