Dziś chciałabym napisać parę słów o moim ulubionym occie jabłkowym.
Jako że do mycia włosów używam mydeł z Lawendowej Farmy, muszę je zawsze potem potraktować płukanką octową. Co ja się nachodziłam po sklepach, żeby znaleźć prawdziwy, naturalny, bez żadnych siarczanów... W końcu sukces! Odkryłam go w dziale zdrowej żywności w markecie E.Leclerc. Co za zapach i piękna, brązowa barwa! Ani trochę nie umywa się do niego ten z Kamisa, o którym pisała Wena: KLIK!
Włosy są po nim gładkie, lśniące, z łatwością się rozczesują i nie siepią się po wyschnięciu. Octowy zapaszek szybko się ulatnia, a po mydlanym osadzie nie ma śladu. Kosztuje grosze: 3,71 zł/ 500 ml i starcza na baaaardzo długo. Kiedy w końcu mi się skończył, w te pędy poleciałam do Leclerca w celu zakupienia nowej partii. Cóż za dramat przeżyłam, gdy w dawnym miejscu nie było po nim śladu! Mając łzy w oczach, chodziłam jak ścięta pomiędzy regałami. I nagle CUD! JEST! przenieśli go na półkę ze zwykłymi octami :D od razu wzięłam ostatnie cztery, ażeby nie musieć latać po niego do końca roku ;)
Sposób użycia: do pół litra wody dodaję łyżkę octu i płuczę włosy, czynność powtarzam.
Podróż w nieznane czyli Chloé Nomade Nuit d’Égypte
21 godzin temu
1 komentarzy:
Mam identyczny ocet :) również z uśmiechem wspominam moją bieganinę po marketach i przeglądanie etykietek na butelkach z octem. Wszystkie miały pirosiarczany! W końcu zbastowałam, machnęłam ręką na cenę, przygotowałam się na większy wydatek, wlazłam do pierwszego lepszego sklepu ze zdrową żywnością i z miejsca nabyłam ocet bez pirosiarczanów za ... 4 złote!
Prześlij komentarz
Każdy Twój komentarz jest dla mnie cenny :) masz jakieś wskazówki, sugestie, chcesz podzielić się wiedzą? nie czekaj, pisz :)